Niemal zawsze, gdy kogoś kochamy, pojawia się w nas pułapka pragnienia trochę “lepszego” partnera.

Po jakimś czasie zaczynamy tęsknić nie tyle za kimś innym, ale chcemy, aby nasz partner się nieco zmienił, bardziej spełniał nasze oczekiwania. Na przykład aby przypominał kogoś innego, był bardziej ambitny, lepiej zarabiał, był bardziej namiętnym kochankiem, lepiej nas słuchał, spędzał z nami więcej czasu, robił fajne rzeczy, które my lubimy robić, więcej pomagał i wspierał, był mniej impulsywny a bardziej czuły. I tak dalej, zawsze się znajdzie coś do poprawienia.

Ta rozbieżność między tym, co mamy, a czego pragniemy, prowadzi do niezadowolenia i frustracji. Czujemy się nieszczęśliwi i sądzimy, że powodem naszego niezadowolenia jest partner. To jego wina. Czujemy się lekceważeni, urażeni, niespełnieni. Nawet gdy partner idzie na jakieś ustępstwa, często pojawia się pragnienie nowych zmian. To rzecz jasna może prowadzić do katastrofy i niszczy zwiazek.

W poradnikach o miłości piszą, że miłość, której chcemy doświadczać, jest tuż tuż. Musimy tylko przestać pragnąć aby była inna.

Mój przyjaciel właśnie się rozwodzi. Bardzo żałuje, że nie udało im się być blisko siebie. My i wiele innych par, ciągle jeszcze mamy szansę, aby zadbać o swoją relację. Zaczynam więc ćwiczyć…

Trzeba przestać rozmyślać, co jest nie tak, a skupić się na tym co jest fajne.

Kochać partnera takiego, jakim jest, już teraz. Dostrzegać w nim to, co najlepsze.

Doceniać to, że zrobił dla nas naszyjniki z muszli.

Przyrządza pyszne sushi, tiramisu i pikantną zupkę.

Że jest zabawny i dowcipny i że wymyśla mi różne fajne przezwiska.

Cieszyć się ze wspólnych wakacji i wygłupów, szalonych kąpieli w deszczu i w przeręblu.

I że, choć nie jest biegły w ujawnianiu uczuć, dzieli się ze mną rano sokiem ze świeżo wyciśniętej cytryny i zaparzoną kawą, pachnącą cynamonem.